Pora na moje podsumowanie roku. Zawsze przy pisaniu uświadamiam sobie, że działo się naprawdę dużo! Czasem ciężko mi przypomnieć sobie, co robiłam dwa dni temu, a takie podsumowania to fajny sposób na powspominanie. W tym roku postanowiłam połączyć dwa tematy przewodnie mojego bloga. Będzie o podróżniczych momentach, ale w drugiej części wspomnę też o książkach. Takiego wpisu jeszcze nie było. Zapraszam na tę sentymentalną podróż.
Podróżnicze momenty
Ten rok nie był tak intensywny podróżniczo, jak poprzedni. Jednak trochę utarliśmy nosa tym, którzy mówili: a teraz to Wam się skończy to podróżowanie. Na pewno się nie skończyło. Co najwyżej, zmieniło. Zmieniły się też priorytety. Dzisiaj odkrywam znane wcześniej miejsca na nowo. Znajduję górskie szlaki, które są widokowe i proste. Naprawdę są takie. Modyfikuję plany w ostatniej chwili. I cieszy mnie każdy mały spacer, bo od tego przecież się zaczyna. Po wyjściu ze szpitala, ledwo byłam w stanie obejść swoją wioskę dookoła. To raptem 2km. Jednak z każdym wyjściem było coraz lepiej. O tym, jak dziecko zmienia życie mogłabym długo pisać, ale w końcu to blog o podróżach i książkach. Dlatego wyróżniłam dla Was 7 podróżniczych momentów.
1. Możesz więcej, niż Ci się wydaje ~ styczniowy wyjazd do Gdyni
W tym roku kursowałam przede wszystkim nad polskie morze i w góry. Mój pierwszy wyjazd do Gdyni stanął pod dużym znakiem zapytania. Rozchorowałam się i musiałam zrezygnować w ostatniej chwili. Kto śledzi mnie nieco dłużej, ten wie, że nad morzem mam siostrę. Tym razem miałam też poznać swoją malutką siostrzenicę, więc wyobraźcie sobie, jak ciężka była ta decyzja. Na szczęście, udało mi się szybko wykaraskać i rzutem na taśmę, pojechaliśmy tydzień później. To nie było takie oczywiste, bo ja byłam już w prawie 8 miesiącu ciąży. Stąd taki nagłówek. Ta myśl towarzyszyła mi praktycznie cały rok. A co w Gdyni? Za każdym razem odkrywam coś nowego. Wtedy byliśmy pierwszy raz na Bulwarze. Zdecydowanie to moje ulubione miejsce na spacer. Polecam i Wam, jeśli nie znacie!
2. Daj się zaskoczyć ~ Funzeum i Kolejkowo w Gliwicach
To było tak. Do Funzeum w Gliwicach zbierałam się już jakiś czas. W końcu los zdecydował za mnie. Bowiem, dopiero darmowe vouchery mnie zmotywowały. Prawdziwa Krakuska. Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że musimy poczekać z Mamą kilka godzin na wejście. Trafiłyśmy akurat na środek ferii w województwie śląskim i kilka wycieczek. Postanowiłyśmy ten czas wykorzystać na obiad i odwiedzenie Kolejkowa. Oba miejsca bardzo nam się podobały. W Funzeum zrobiłyśmy mnóstwo kreatywnych zdjęć, a przy okazji czegoś się dowiedziałyśmy. W Kolejkowie zachwyciła nas wystawa z piernika. Więcej tutaj.
3. Ostatnia podróż we dwoje ~ Cieszyn
Jak myślę o podróżach w tym roku, które dzielą się na w dwójkę i w trójkę, to przy pierwszej kategorii myślę właśnie o Cieszynie! Kiedy ogarniałam plan, byłam w szoku, że jest tam tyle atrakcji. Spędziliśmy tam cały dzień i szczerze, czułam niedosyt. Cieszyn okazał się uroczym miasteczkiem. Najbardziej w pamięć zapadła mi oczywiście kawiarnia Kornela. Jaki tam był klimat! Warto przyjechać, chociażby dla tego miejsca. Ale żeby nie było, to czeska część mega mnie rozczarowała. Kiedy przekroczyliśmy granicę, urok prysł. Wszystko pozamykane, syf na ulicy, szemrane towarzystwo. No niefajnie! Swoją drogą, to był mój jedyny pobyt za granicą w tym roku, śmiesznie. 😂
4. Magiczny zachód ~ Cypel Rewski
Urlop spędziliśmy nad polskim morzem. Na początku sceptycznie do tego podchodziłam. W końcu, przyzwyczaiłam się do objazdówek, czy zagranicznych wojaży. No i co można robić nad morzem? We wrześniu marne szanse na plażowanie, a dla mnie Bałtyk wiecznie jest za zimny. Typowy zmarzluch.
To był nasz ostatni dzień. Następnego dnia jechaliśmy już do Gdańska i stamtąd prosto do domu. Postanowiliśmy podjechać na Cypel Rewski i pożegnać się z Bałtykiem. Już kiedyś byliśmy na Cyplu, ale teraz było wprost magicznie. Pożegnanie z morzem było wyjątkowe. Naszym wakacjom poświęciłam w sumie dwa wpisy. A tu klik po drugi.
5. W końcu w domu ~ Puszcza Niepołomicka
Nie może zabraknąć tutaj tego momentu. Nawet, jeśli to był tylko krótki spacer. Wyobraźcie sobie, że spędziliście w szpitalu 3 tygodnie. Z czego dwa, w totalnym zamknięciu. Twój kontakt ze światem ograniczał się tylko do widoku brzozy za oknem. Każdego dnia to samo. Jak w Dniu Świra. I kiedy w końcu mogłyśmy wrócić z Marysią do domu, nie mogłam wyjść z zachwytu na pierwszym spacerze. Można powiedzieć, że podczas mojego pobytu w szpitalu, zmieniły się pory roku! Ta zieleń była dla mnie tak intensywna, jak nigdy dotąd. Ciężko dokładnie opisać te odczucia, ale naprawdę marzyłam o takim prostym spacerze. I jestem przekonana, że będę go pamiętać do końca swoich dni. 💗
6. Tylko my i nikt więcej ~ Dolina Małej Łąki
O Dolinie Małej Łąki słyszałam już wiele dobrego. Niektórzy uważają, że jest jedną z ładniejszych tatrzańskich dolinek. Zdecydowanie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Na nasz rocznicowy wyjazd wybraliśmy się do Zakopanego. Szukałam prostej i krótkiej trasy.
W sierpniu przetestowaliśmy Dolinę Strążyską i Białego. Było fajnie, zwłaszcza w tej drugiej. Tym razem padło na Dolinę Małej Łąki. Trafiliśmy na piękne wydanie jesieni. Na szlaku byliśmy praktycznie sami. Będę te wyprawę wspominać też dlatego, że odłączyłam się na chwilę od Mateusza i Marysi. Wybrałam nieco dłuższą opcję powrotu (przez Małołączniak) i to też było dla mnie ciekawe doświadczenie. Czy solo wędrówki to coś dla mnie? Kto wie! O tej wyprawie pisałam tu.
7. Zawsze bądź przygotowany na długi spacer! ~ Polana na Sikorniku
Oczywiście w podsumowaniu nie może zabraknąć małej wpadki. Tyle dużych i małych podróży już za mną. A czasem wciąż zdarza mi się popełniać naprawdę głupie błędy. To było tak. Szukałam fajnego pomysłu na spacer z wózkiem w Krakowie. Najlepiej, żeby to było miejsce, w którym jeszcze nas nie było. Padło na Polanę widokową na Sikorniku. Powiedziałam Mateuszowi, że czeka nas przyjemny spacerek, w cieniu, po asfalcie. No i spoko, ale nie dodałam że to tak godzina w jedną stronę. Dobrze by było mieć ze sobą jakąś wodę, bo to był naprawdę upalny dzień. I eleganckie sandałki to też był średni wybór. Spragniona, zmęczona, obolała, spóźniona i głodna. Ale widoczki ładne były! Więcej o tym miejscu pisałam przy okazji wakacyjnych spacerów.
Fajnie było wrócić też do Dobczyc, wejść jeszcze raz na Kudłacze, zaliczyć chyba z 20 spacerów nad Zalewem, odwiedzić Staw Wroński, Park Bednarskiego i jeszcze kilka innych. Jestem głodna dalekich podróży, ale równocześnie mam w sobie wciąż sporo cierpliwości. Na wszystko przyjdzie czas. Szlaki przetarte. 👀
Kiedy Ty czytasz te książki?
Usłyszałam niedawno takie pytanie. Otóż, zazwyczaj wieczorami. No i w czasie drzemek Marysi. Jeśli chodzi o książki, jestem z siebie dumna. Przeczytałam w tym roku 55. To chyba tylko jakieś 5 mniej, niż w ubiegłym! Co roku obiecuję sobie czytać bardziej różnorodne gatunki, ale z tego niestety nie wychodzi za wiele. Dlatego w 2025 chcę sięgnąć po prostu po więcej klasyków z gatunku kryminał i thriller. Myślę przede wszystkim o Christie i Kingu, ale co z tego wyjdzie, zobaczymy! Na pewno rozliczę się z tego postanowienia.
Najlepsza książka
Tutaj może kogoś zaskoczę, bo nie będzie to ani kryminał, ani thriller! Trochę obyczajówka, trochę romans. Piękna opowieść o relacji dwójki młodych ludzi, którzy muszą zmierzyć się z chorobą i śmiercią. Dopiero, kiedy realizujemy małe marzenia, drobne radości, jesteśmy w stanie docenić spełnienie tego większego. Żadna inna (w tym roku) nie wycisnęła ze mnie tylu łez. Tytuł najlepszej zgarnia Tysiąc Pocałunków.
Na łożu śmierci babcia daje wnuczce wyjątkowy słoik i konkretne zadanie. Poppy ma wypełnić go tysiącem wyjątkowych pocałunków. Każdy ma zapisać na karteczce i wrzucić do środka. Zadanie realizuje ze swoim chłopakiem, a jakże! Od małego są nierozłączni. Jednak Rune musi wrócić do swojej ojczyzny, do Norwegii. Jego wyjazd jest związany z pracą ojca, więc nie ma tu alternatyw. Związki na odległości bywają trudne. Niestety para nie przechodzi tej próby. Poppy zrywa kontakt z dnia na dzień. Bez powodu. To łamie serce Rune'a. Kiedy po dwóch latach wraca do Stanów, jest już innym człowiekiem. Nie wie tylko, że Poppy zrobiła to dla jego dobra. Chciała oszczędzić mu cierpienia. A dlaczego? No możecie albo się domyślić, albo przeczytać tę książkę. Wybór należy do Was. 👀
Odkrycie roku
To przede wszystkim książki Freidy Mcfadden. Jej styl bardzo do mnie przemawia. Powiedziałabym, że to coś w stylu Paris, z tym że chyba nawet w lepszym wydaniu. Po pierwsze, wydaje więcej książek, niż jedna rocznie. Po drugie, te dwie autorki potrafią wyprowadzić czytelnika w pole. Zakończenia są naprawdę zaskakujące. Ja swoją przygodą z Freidą zaczęłam od jej bestselleru. Mowa o Pomocy Domowej. Millie szuka pracy. Poszukiwania utrudnia więzienna przeszłość. Nikt nie chce przyjąć dziewczyny z więzienną kartoteką. Jeśli się gdzieś zaczepi, to tylko na chwilę. Bez przekonania, idzie na kolejną rozmowę. Bogate małżeństwo szuka opiekunki dla swojej córki. To opcja z zakwaterowaniem. Coś idealnego dla Millie. Ku jej zaskoczeniu, otrzymuje tę pracę. Niestety pani domu bardzo szybko zaczyna utrudniać Millie życie. Wszczyna awantury o byle co, jest zapominalska. Mała Cecylia też nie jest zadowolona z nowej opiekunki. W tym domu panuje jakaś dziwna atmosfera. Millie przestaje się w nim czuć bezpiecznie, ale jest w sytuacji bez wyjścia. Ja to w ogóle uwielbiam takie domestic thrillery! Musicie to przeczytać, serio!
O tej książce gadałam bez przerwy
Dotarliście do tego miejsca? Gratulacje! Mam dla Was prawdziwą perełkę. Książkę, którą można w ciemno podarować drugiej osobie. Nawet takiej, której nie po drodze z czytaniem. Dlaczego? Otóż jest to naprawdę cienka książka. Do Wron namówiłam wiele osób. Przeczytał ją mąż, rodzice, siostra, teściowa, kilkoro przyjaciół. Z każdym z nich rozmawiałam po lekturze. To książka, która zostaje na długo w pamięci. Basia ma wielki talent plastyczny. Rysowanie to dla niej forma ucieczki? Ucieczki od matki, która faworyzuje starszą córkę. Basię uważa za swoją porażkę. Ucieczki od ojca, który ślepo realizuje rozkazy sfrustrowanej żony. Ucieczkę od reszty świata, która nie dostrzega jej problemów. A może nie chce dostrzegać? Trudna, ale jakże potrzebna historia.
Największe rozczarowanie
W sumie to nie było tego dużo, ale coś tam przyszło mi do głowy. Na tapetę biorę mojego kochanego Mroza. Przyznam, że seria z Sewerynem i Burzą była jedną z ulubionych. Zaraz po Chyłce, rzecz jasna. Z zaciekawieniem, ale też trochę smutkiem sięgałam po ostatnią jej część. Po lekturze czułam mocne rozczarowanie. Historia była dla mnie totalnie naciągana, a z Seweryna stał się nagle jakiś McGayver, czy inny Indiana Jones. Bohaterowie próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości. To niełatwe zadanie z dwóch rozbitych rodzin, stworzyć nową. Tym bardziej, kiedy w grę wchodzi walka o dzieci. Michał nie zamierza z nich rezygnować i chce pozbawić Kaję praw rodzicielskich. Tymczasem Zaorski zostaje wezwany do kolejnej sprawy. Odnalezione szczątki tylko pozornie wyglądają na ślady dawnej zbrodni. Ponadto, ktoś wysyła w ten sposób Sewerynowi wymowne znaki. Może i brzmi spoko, ale zakończenie tak poplątane i naciągane, że szkoda gadać!
Najlepsza książka ze współpracy
Nie ukrywam, że bardzo mnie cieszy każda propozycją współpracy. Zarówno ta z wydawnictwem, jak i bezpośrednio z autorem. Co ciekawe, książkę z takiej kategorii, dostałam będąc w szpitalu. Zaznaczyłam, że na pewno recenzja będzie z lekkim poślizgiem. A kiedy już zaczęłam ją czytać, to przepadłam. Czytałam w każdym możliwym momencie. Kosztem snu, czy odpoczynku. Tak mnie wciągnęła! Natalia i Adam to młode małżeństwo, które dotknęła ogromna tragedia. W wyniku pożaru, stracili dwuletniego synka. Czy po czymś takim da się pozbierać? Adam próbuje pomóc żonie. O tym koszmarze przypominają poparzenia. Pogrążony w nienawiści, wpada na nietypowy pomysł. Pod przykrywką pomocy żonie, organizuje niby dla niej, grę. Chce ukarać wszystkich, którzy przyczynili się do tej tragedii. Do wygrania są ogromne pieniądze, ale trzeba przekroczyć wiele granic, aby je zdobyć. Do gry zgłasza się małżeństwo pogrążone w długach. Nie wiedzą, że nie zostali wybrani przypadkowo. Najgorsze dopiero przed nimi...
Nie da się ukryć, że podróżowanie z dzieckiem to totalnie inny wymiar wycieczki- nagle się orientujesz, że do życia wystarczy Ci szczoteczka do zębów, parę sztuk ubrań i bielizny oraz najpotrzebniejsze kosmetyki bo Twoją walizkę przejmuje ktoś z większymi potrzebami 🤣 Ale jaka potem satysfakcja! Ja się zarzekałam, że nigdy więcej wakacji z dzieckiem, a tu już cyk klepnięty wylot do Hiszpanii i dogrywany do Włoch😅 Zasmuciłaś mnie za to Mrozem, jeszcze nie czytałam ale to też była moja ulubiona seria, choć i tak już ta poprzednia czesc była dla mnie mocno naciągana :( A ta książka o Alex... No cóż, mamy podobną opinię 😂 Buziaki 😙
OdpowiedzUsuńTo prawda, ilość rzeczy mnie przerasta za każdym razem! Niezależnie, czy to wyjazd na 10 dni, czy na 2, to i tak bagażnik wypchany po brzegi 😂 jestem ciekawa które książki Tobie się najbardziej podobały? No i super z tymi wyjazdami! 😍
UsuńTysiąc pocałunków również zapadła mi w pamięć. Kilku książek nie czytałam, ale po Twoim wpisie chętnie do nich zajrzę i dopisuje do listy "do przeczytania" :-)
OdpowiedzUsuńJeśli jeszcze nie czytałaś, to mega polecam Wrony! 😍
UsuńTwój każdy kolejny rok jest intensywniejszy od poprzedniego i to wcale nie chodzi o ilość wycieczek tylko Twoje zaparcie w dążeniu do tego, które podziwiam mimo przeszkód 😅. No i masz też dodatkowego kompana do zwiedzania i myślę, że to jest też motywator aby pokazać temu małemu człowiekowi to co podobało się Tobie. Wpajasz w małą M ducha podróżniczego i oby tak dalej 🫶. Pozdrawiam cieplutko 🙃
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe słowa! Ten rok na pewno byl inny niż wszystkie, a my się dopiero z małą M rozkręcamy 😈
Usuń