Macie ochotę na podróż w czasie? Jeśli tak, to mam coś dla Was! Pierwsza wycieczka w 2025 już za nami. Tym razem za cel obraliśmy Miasteczko Galicyjskie w Nowym Sączu. Bardzo lubię wracać w tamte rejony. Jest tu naprawę mnóstwo atrakcji. 


1. Dojazd

Dojazd z Krakowa zajmie Wam około 90 minut. Lub trochę dłużej, w zależności kto prowadzi. Tym razem, to ja wyrwałam się przed szereg, w ramach postanowień noworocznych. I przyznam, że droga najłatwiejsza nie jest. Na miejscu znajduje się spory i darmowy parking. W budynku, w którym kupimy bilety, są toalety. Również taka z przewijakiem. Od jakiegoś czasu zaczęłam na to zwracać uwagę. 😉

2. Bilety

Generalnie my zwiedzaliśmy w niskim sezonie, stąd bilety były nieco tańsze. Wizytę w miasteczku można połączyć ze spacerem po skansenie. Taki łączony bilet kosztuje 25 zł, a ulgowy 20 zł. Za zobaczenie samego miasteczka trzeba zapłacić 18zł, lub z ulgą 14 zł. My zdecydowaliśmy się na samo miasteczko. Spadł świeży śnieg i wózkiem moglibyśmy mieć problemy z wejściem pod górę. Na wizytę w miasteczku trzeba przeznaczyć godzinkę, a połączona opcja może zająć Wam nawet 3-4 godziny. 


3. Zwiedzanie

Z kwestii organizacyjnych, które musicie wiedzieć przed, to Miasteczko zwiedzacie z przewodnikami. Przy kasie przejęła nas pierwsza pani, która wprowadziła w klimat tego miejsca. Praktycznie w każdym pomieszczeniu będą na Was czekać przewodnicy. Czasem opowiedzą tylko o jednym miejscu i wyślą dalej, a czasem będą Wam dłużej towarzyszyć. Można się tutaj poczuć naprawdę zaopiekowanym. 

Z jednej strony to trochę wystawa plenerowa, a z drugiej turysta może zajrzeć w niejeden kąt w kuchni, na poczcie czy w aptece itp. Na terenie Miasteczka znajduje się też kawiarnia oraz karczma. Kawiarnia zauroczyła mnie swoim wystrojem. Naprawdę pięknie tam było! Sami zobaczcie na zdjęcia. P.S polecamy gorącą czekoladę! 👀


4. O podróży w czasie

No dobrze, a teraz cofnijmy się w czasie. Na przełom XIX i XX wieku. Przyjrzyjmy się mieszkańcom Galicji. Co trapi tych ludzi? Co robią w wolnym czasie? Kto jest dla nich autorytetem? Zacznijmy od apteki. Farmaceuta praktycznie mieszka w aptece. Jest dostępny 24/7. Wszystko dlatego, że lekarzy jest mało. Dlatego ludzie po poradę lekarską chodzili do apteki. Tak było po prostu szybciej i zapewne taniej. Podejrzewam, że niektórzy robią tak do tej pory. Leki wyrabiano na miejscu. W aptece możemy obejrzeć specjalną maszynę do wyrabiania tabletek i wiele innych przyrządów. 

Po drugiej stronie znajduje się mały gabinet dentystyczny. No wygląda jak miejsce tortur. Jestem uprzedzona, bo ostatnio często gościłam u dentysty. Wtedy niewielu mogło pozwolić sobie na taką specjalistyczną wizytę. 

Chodźmy dalej. Do mieszkania i pracowni krawieckiej żydowskiego mistrza w tym fachu. Zawód taki, jak krawiec, kiedyś miał dużo większe znaczenie. Dzisiaj odchodzi już w niepamięć. Podobnie, jak kilka inny profesji. W kuchni żydzi przestrzegali zasady koszerności. Co to oznacza? Np. osobne obrusy dla konkretnych dań, przerwy między poszczególnymi posiłkami itp. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo ta zasada jest skomplikowana. 

Rozrywka dla bogatych? Może fryzjer? Zajrzyjmy do prawdziwego gabinetu, w którym czesali się zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Uczesanie nieraz trwało kilka godzin, a nie było jeszcze wtedy lakierów. Ciężko mi się wyobrazić, że po takim długim zabiegu, fryzura kosztowała miliony i trzymała się kilka chwil, np. ze względu na pogodę. 

Wprowadziłam Was trochę w klimat miasteczka? Mam nadzieję, że tak. Naprawdę warto się tam wybrać. Spodoba się dużym i małym. 😉


Brak komentarzy: