Za nami pierwszy wyjazd z Marysią w góry! Nastawiłam się na spacery w wózku, ale finalnie wygrała chusta. Tras asfaltowych w górach jest jak na lekarstwo, ale może to i dobrze. Udało nam się zaliczyć dwie dolinki. Co ciekawe, dla nas to też był pierwszy raz w tych miejscach. Jesteście ciekawi, o jakie miejsca chodzi? To zapraszam do lektury. 




1. Dolina Strążyska

Pierwszego dnia za cel obraliśmy Dolinę Strążyską. Droga minęła nam bardzo spokojnie i stosunkowo szybko. Zaparkowaliśmy na dużym parkingu przy ul. Strążyskiej. Za cały dzień zapłaciliśmy 30 zł. Płatność tylko gotówką. Przy wejściu na szlak jest kilka restauracji, czy sklepików z pamiątkami. Dojeżdżają tutaj też busy. Wchodząc do parku narodowego, trzeba mieć bilet. Można go kupić albo w kasie, albo online. Cena biletu normalnego to 10zł, ulgowy kosztuje 5zł.  Dolinka liczy trochę ponad 4km.

 Nam przejście wraz z odpoczynkiem zajęło niecałe 3 godzinki. Na początku idzie się bardzo przyjemnie, przez las. Różnica wzniesień to ok. 150 metrów i dopiero pod koniec trzeba będzie troszkę podejść pod górę. Jednak widoki będą nam wynagradzały, bo na wyciągnięcie ręki (prawie) będzie Giewont!


 Trasa jest głównie po płaskim, ale to szutrowo-kamienista droga. Często te kamienie były duże i wystające. Moim zdaniem, mimo że dolinka jest krótka, nie nadaje się na spacer z wózkiem. Na pewno nie w gondoli, z takim maluszkiem. Na Polanie Strążyskiej znajduje się bufet, więc można tutaj coś przekąsić. Jest sporo stolików z ławeczkami, ale w sezonie może braknąć miejsca. 

My byliśmy w środku tygodnia i ledwo znaleźliśmy coś wolnego. Polana może być przystankiem w drodze na Giewont. Możemy też stamtąd udać się do wodospadu Siklawica. Dla nas to był jednak koniec wycieczki. Wróciliśmy tym samym szlakiem, prosto na parking. Trasa jest w większości w cieniu. To idealny pomysł na początek przygody z górami. Byliście już tutaj? Dla mnie i Mateusza to był pierwszy raz. Aż dziwne! 😀

2. Dolina Białego

Drugiego dnia planowaliśmy jakąś trasę na Słowacji, ale jednak zostawiamy ją na przyszły raz. Myślałam o spacerze wokół Jeziora Szczyrbskiego, albo wycieczce do Bufetu Rohackiego. Stanęło na Dolinie Białego, w Polsce. Tutaj też nas jeszcze nie było. Zaparkowaliśmy pod Wielką Krokwią. Parking opłaciliśmy w parkomacie. Wzięliśmy bilet na 3.5h i czasowo wyszło idealnie. Mateusz zapłacił za parking 20 zł. Przy skoczni znajduje się mnóstwo straganów z pamiątkami. Sami zaopatrzyliśmy się w chustkę dla Marysi. Na początku trzymaliśmy się czarnego szlaku, idąc wzdłuż skoczni. Jest to dość wąski i kamienisty odcinek. Potem weszliśmy już na szeroką, leśną ścieżkę. I tak, po 10 minutach, doszliśmy do kas. Na początku szliśmy wzdłuż potoku, żółtym szlakiem.

 Sama nazwa dolinki, to dokładnie Dolina Białego Potoku. Na trasie było sporo drewnianych mostków. Inną ciekawą atrakcją jest wejście do sztolni. Kiedyś poszukiwano tutaj uranu.

 Trasa jest przyjemna, a różnica wzniesień to ok. 170 metrów. My doszliśmy do wodospadu i stamtąd zawróciliśmy. Tuż przed nim, znajduje się dość stromy i kamienisty odcinek. Naprawdę trzeba było uważać. Dlatego tej trasy też nie polecam na spacer z wózkiem. Spod wodospadu można iść dalej, np. do Drogi nad Reglami. 

My zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie i zawróciliśmy. Całość zajęła nam troszkę ponad dwie godzinki. Przy skoczni zdążyliśmy jeszcze wypić kawę, zanim parking nam się skończył.  Ten spacer podobał mi się bardziej, bo było zdecydowanie mniej ludzi na szlaku. Poza tym trasa wydawała się ciekawsza. Polecam i Wam. 

Co jeszcze?

Potem podjechaliśmy na Przełęcz nad Łapszankę. Chcieliśmy polatać trochę dronem, bo to miejsce jest naprawdę piękne i dostępne dla każdego. Efekty poniżej. 


Gdzie jeść i gdzie spać?

W drodze powrotnej standardowo zjedliśmy w Karczmie pod Dębem. Pierwszego dnia, jedliśmy w Karcmie Muzykancko w Poroninie. Było w porządku, więc polecamy dalej. Jednak to nie jedzenie nas zachwyciło, a nocleg. Dawno nie spaliśmy w tak pięknym miejscu. Mały drewniany pensjonat na odludziu. To Willa Adamówka. Za nocleg ze śniadaniem zapłaciliśmy troszkę ponad 200 zł. I już wiem, że na pewno tam wrócimy.

Mam sporo przemyśleń po naszej pierwszej podróży z Marysią. Po pierwsze, jak fajnie jest pokazywać Jej miejsca, które sama cenię. Po drugie, że naprawdę niezły z niej kompan. A po trzecie, że takie podróże uczą cierpliwości. Od zaparkowania do wyjścia na szlak schodziło nam minimum 30 minut. Nie cisnęliśmy też dalej, typu na Siklawice czy Sarnią Skałę. To miało być przetarcie szlaków i tak było. No i po czwarte, jak dobrze zmienić na chwilę otoczenie. Pora pakować się na kolejny wyjazd! Do napisania. 😊






4 komentarze:

  1. No organizacja takiego wyjazdu uczy czlowieka cierpliwosci 😅 chociaz ja i tak Was podziwiam, że w chuście spacerowaliście, bo dość, że dodatkowy balast dla pleców to jeszcze brak możliwości przebrania we wózku i to by mnie najbardziej stresowało 😂. Ale super, że Wam się udało pojechać z takim maluszkiem i to jeszcze na taką aktywną wycieczkę 🫡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczy do przebrania mieliśmy w plecaku, poza tym Marysia tą grubszą potrzebę akurat załatwila przed wyjściem i to dwa razy :D haha :D ale jakoś byśmy dali radę :) zobaczymy, jak będzie teraz, bo przed nami dłuższa wyprawa :)

      Usuń
  2. Super wyprawa! Fajnie, że Marysia lubi się z chustą :) to napewno ułatwia podróże :) byliśmy w obydwu dolinkach i też polecamy! ciekawa jestem Waszych kolejnych podróży we trójkę - będę śledzić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz to już woli chustę, czy nosidło od wózka :D i faktycznie to bardzo ułatwia :) Mam nadzieję, że dalej będzie równie dobrze!

      Usuń