Przyznam szczerze, że trochę się zawiodłam. Kiedy szukałam miejsc, które warto zobaczyć w Gdańsku, nie mogłam trafić na nic konkretnego. Bardzo dużo informacji znalazłam o Starówce, ale o coś więcej było ciężko. Proszę nie zrozumcie mnie źle, ale gdybym miała napisać post o Krakowie (a pewnie w końcu się do tego zbiorę), to nie pisałabym za dużo o Kościele Mariackim, Barbakanie czy Sukiennicach. Nie potrzebuję czytać o Fontannie Neptuna, Bazylice czy Złotej Bramie. Wydaję mi się, że większość z nas kojarzy te zabytki. Zapraszam dziś na kolejny wpis podróżniczy. Gdańsk widziany moimi oczami. 👀
1. Plaża Stogi
Od tego punktu rozpoczęliśmy nasz pobyt w tym mieście. Wszak trzeba przywitać się z Morzem! Ponoć tam jeżdżą bardziej lokalsi niż turyści, którzy wybierają w zamian Brzeźno lub Jelitkowo. Pospacerowaliśmy wzdłuż plaży, sprawdziliśmy czy woda nadaję się na kąpiel (moim zdaniem to dalej morsowanie ;)) i cieszyliśmy się chwilą. To dobre miejsce, żeby odpocząć. Oprócz typowych budek z lodami czy pamiątkami znajdziemy też boisko do siatkówki plażowej. No i stosunkowo mało ludzi, a jeśli zdecydujemy się na dłuższy spacer to już w ogóle spotkamy pojedyncze osoby.
Parking darmowy, ale nie jest jakoś wybitnie duży. Można też dojechać komunikacją miejską. Przystanek znajduję się zaraz obok plaży.2. Rejs statkiem
Dla tych, którzy mnie nie znają, informuję - uwielbiam rejsy. Zakochałam się bezpowrotnie w tej atrakcji podczas naszego pobytu w Pradze i już chyba się nie odkocham :D Dlatego zawsze chętnie korzystam z takiej opcji. Tak było i tym razem. W Gdańsku znajdziemy dużo tego typu ofert, możemy płynąć do Westerplatte, Sopotu czy do Stoczni. My wybraliśmy tę ostatnią opcję. Cena z welcome drinkiem to 40 zł. Warto dodać, że jest to mały plastikowy kubeczek, więc w zasadzie to szału nie ma. A już się nastawiłam na jakieś fajne zdjęcie 😅
Sam rejs trwa 45 minut, podczas którego dowiemy się nieco o historii Gdańska, przykładowo o zwodzonym moście, który w założeniu miał przypominać statek. Czy warto? Myślę, że za taką cenę można, ale nie trzeba. Ja lubię rejsy, ale ciężko mi polecić go z czystym sumieniem 😆 No, ale udało się zrobić za to taki piękny filmik. Za pozwoleniem autora, udostępniam ;)
3. Centrum Solidarności - to Muzeum trzeba odwiedzić!
Mój pierwotny plan zakładał, że jednego dnia odwiedzimy dwa ogromne muzea. I w zasadzie już na samym początku runął w gruzach... co wyszło nam na dobre! Pokonały nas kolejki i do Centrum Solidarności trafiliśmy dopiero popołudniu - polecam, jeśli chcecie się dostać. Wtedy już nie ma takich tłumów. Bilet do muzeum kosztuje 25 zł, z ulgą 20 zł. Muzeum jest otwarte od 10 do 18, a w weekendy do 19. My byliśmy w piątek i weszliśmy po 15. Muzeum zwiedza się z audioprzewodnikiem, co zdecydowanie wpływa na jakość wizyty w tym miejscu.
Dlaczego warto? Przede wszystkim to cenna lekcja historii. Zazwyczaj w szkołach tematy powojenne były (przynajmniej u mnie) realizowanie trochę na szybko. Mimo rozszerzonej historii w liceum, dużo wątków z tych czasów trzeba było uzupełnić samodzielnie. Czyli zakuć, zdać i zapomnieć. Dlatego przyznaję, za dużo o tych czasach po prostu nie wiedziałam. Doszliśmy do wniosku, że więcej wiemy o Mezopotamii, Starożytnym Egipcie czy Grecji niż o istotnych sprawach w Polsce. Teraz trochę ten program historii się zmienił i wciąż zmienia, mam nadzieję że na lepsze.
Informacji jest naprawdę dużo, a do tego zaprezentowane w nowoczesny i atrakcyjny sposób. Audioprzewodniki pozwalają nam przenieść się w czasie. Kiedy czytamy o tym jak artyści wspierali strajkujących, usłyszmy piosenki Perfectu czy Maanamu. Oglądając krótkie filmiki, zdziwimy się jak dźwięk jest idealnie zsynchronizowany z obrazem. Docieramy do Obrad Okrągłego Stołu i siadamy przy okrągłym stole z podpisanymi miejscami. No i wisienka na torcie, czyli zakończenie. Jest to piękny biało-czerwony napis stworzony przez turystów, którzy dzielili się na kartkach swoimi wrażeniami. No mega!
4. Malbork
Maj był przewrotnym miesiącem. Zaczęłam intensywnie, a potem miałam przestój, czytałam chyba przez dwa tygodnie jedną książkę. I gdyby nie długa wizyta u fryzjera, to nie wiem czy bym w ogóle przebrnęła przez jedną pozycję. I na szczęście potem było już tylko lepiej no i czekała mnie też czytelnicza niespodzianka. Finalnie przeczytałam w tym miesiącu 7 książek. Oto one :
1. Niespodzianka
Zacznę od tej czytelniczej niespodzianki, która na szczęście mnie nie rozczarowała. Kiedy dostałam propozycję zrecenzowania książki podróżniczej, to pierwsza moja myśl - co jeśli okaże się kiepska? No trudno, pewnie to będzie pierwsza i ostatnia recenzja, ale ja nie znoszę kłamać (tak, wiem że mój Mąż uśmiechnie się czytając to zdanie ;)). Na całe szczęście książka naprawdę mi się podobała. Już czytając opis "Polacy last minute" pomyślałam sobie, że to może być dobra pozycja. Jest to reportaż o pracy przewodników, pilotów, rezydentów. Przedstawiają swoją perspektywę na tę ciekawą, ale jednocześnie wybitnie trudną pracę. Opowiadają o tym, jak Polacy zachowują się w podróży, jak wypadają na tle innych grup. Autorka przedstawia w ciekawy sposób zestawienie 5 grzechów, które popełniają polscy wczasowicze. Są to :
- Nieznajomość języków obcych
- Pretensje i narzekanie - oj to brzmi bardzo polsko, prawda?
- Oszczędność
- Polski spryt
- Rasistowskie zachowania