Książek w czerwcu było niewiele. Dlatego też zabrakło podsumowania. Nieśmiało zrzucam winę na dobre seriale, ale też obiecuję poprawę. Jako zadośćuczynienie wstawiam dwie recenzje właśnie z czerwca. Miłego czytania!
1. Substytucja
Lipiec zaczęłam od spotkania z Chyłką. W końcu doczekałam się kolejnej części, a tym razem trzeba było czekać wyjątkowo długo. I znów trochę utożsamiałam się z główną bohaterką ze względu na podobny etap życiowy. Można powiedzieć, że razem byłyśmy w ciąży, razem rodziłyśmy i razem wychowujemy. 😅 No dobrze, a teraz na poważnie. Para musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Bliźniaki zawładnęły ich życiem codziennym. Brakuje czasu na sen, rozmowę, odpoczynek. Niestety permanentne zmęczenie sprawia, że w małżeńskiej relacji pełno jest frustracji, spięć, wzajemnego niezrozumienia. Oliwy do ognia dodaje sprawa, którą zamierza się zająć Zordon. W małej miejscowości dwójka nastolatków bestialsko zamordowała rodziców jednego z nich. Chyłka naciska na męża, aby odmówił obrony. Ten jednak od zawsze podchodził do pracy w idealistyczny sposób i tym razem też chce postąpić w zgodzie ze sobą. A kiedy się zgadza, zaczynają się prawdziwe problemy. Komuś bardzo zależy, żeby prawda nie wyszła na jaw. Nawet, jeśli trzeba będzie zastosować drastyczne metody. Rodzina, praca, dzieci, związek. Jak trudno odnaleźć w tym wszystkim zdrowy balans. O tym jest ta historia. I okej, domyśliłam się zakończenia, ale i tak uwielbiam tą serię. Wrócili w najlepszym stylu. 9/10
2. Światłoczułość
Książka co, do której mam mieszane odczucia. Sięgnęłam po nią ze względu na medialny szum wokół autora. Chciałam sprawdzić (jak pewnie wiele osób), czy coś zdradza Jakuba Jarno. I tu ogromny szacunek, bo w życiu bym się nie domyśliła po stylu. Myślę, że to ciekawe i trudne doświadczenie dla pisarza. Z samą historią miałam tak, że od samego początku mnie nie zachwyciła. Właśnie ten styl jakoś mnie nie porwał. Później łapałam się na tym, że nie mogę się oderwać od czytania, a zaraz potem prawie zasypiałam. I kiedy przeczytałam ostatnią stronę, wzruszyłam się. No przedziwny wachlarz emocji, ale może właśnie o to chodziło? Poznajcie Witka i Żerkę. To dwójka ludzi, których bardzo doświadczyła wojna. I spotkali się właśnie w jej środku. To spotkanie ich zmieniło. Na tyle, że kiedy ich drogi się rozeszły, zaczęli się szukać. A może to poszukiwanie dotyczyło nie tylko tej drugiej osoby? Żerka latami pisała listy. Czy w końcu się spotkali? Jako czytelniczka bardzo czekałam na ten moment. Pewnie dlatego, niektóre wstawki uważałam za niepotrzebne, przydługie. Potrzebowałam akcji, reakcji, relacji. A przez tę historię chyba powinno się po prostu przepłynąć. Ode mnie takie 7/10.
3. Zwierz
Przypomniałam sobie, dlaczego Piotra Kościelnego zaliczam do grona swoich ulubieńców. Do tej pory żadne jego książka mnie nie zawiodła, a już trochę przeczytałam. I wciąż mam apetyt na więcej. Tym razem padło na Zwierza. Historia zaczyna się przewrotnie, bo trochę od końca. Policjanci przesłuchują seryjnego mordercę, który opowiada o tym, jak rozpoczęła się jego krwawa pasja. Zadebiutował, jako dziecko. Później było tylko gorzej, choć oczywiście miewał w swoim życiu spokojne okresy. Nie ma w nim, ani krzty poczucia winy, czy skruchy. Jak doszło do zatrzymania? Tu autor zaprasza nas do cofnięcia się w czasie. Zwierz na początku zabijał łatwe ofiary - bezdomnych. Ciężko było połączyć te historię w jedną, ale apetyt mordercy rósł. Postanowił się przedstawić i przy ofiarach zostawiać listy. Mało tego, przestał skupiać się tylko na bezdomnych, ale wciąż szukał łatwych celów. Dziewczyna wracająca z imprezy? Idealnie. Para zakochanych w opustoszałym lesie też. Rzuca wyzwanie prowadzącemu śledztwo. Często w listach kieruje się bezpośrednio do niego. Dlaczego? Tego nikt nie potrafi zrozumieć. Mikun jest typem, który nie odpuszcza. Pracy poświęca się, jak nikt inny. Zapomina o tym, co w domu. A tam żona, która pracuje w fundacji i niepełnosprawny syn, pogrążony w śpiączce. Polowanie trwa. Morderca oprócz listów, chce jeszcze dosadniej zwrócić się do Mikulskiego. Jak? Tego czytelnik może się domyślić. Niestety. Mimo ponad 500 stron, ani przez chwilę nie poczułam się znudzona. Zwierz mordował w sposób brutalny i nie bez przyczyny na okładce widnieje napis +18. Dużo się dzieje, ale niestety niektóre wątki były dla mnie totalnie zbędne. Nie chcę spoilerować, ale również motyw z nową policjantką był dla mnie niezrozumiały. Tu autor wykreował ciekawą postać, która mogłaby wnieść wiele w przebieg śledztwa. A zamiast tego, dostajemy jakieś emocjonalne rozterki. Do Kościelnego mi to nie pasuje, ale poza tym wciąż uwielbiam! 8/10
4. Nad wodę. Mikrowyprawy z Warszawy
Kiedy w czerwcu zabrałam się za przewodnik po Krakowie i okolicach, miałam świadomość że pewnie sporo miejsc będzie mi znanych. W przypadku warszawskiej edycji, było na odwrót. Nie znałam praktycznych żadnego z opisanych miejsc. Czy ciężko mi się przez to czytało ten przewodnik? Ani trochę. Już sam wstęp wprowadził mnie w klimat tej książki. Nigdy nie zastanawiałam się nad pojęciem mikrowyprawy. Mimo, że mam bardzo dobre skojarzenia ze słowem wyprawy. Na wyprawy chodziłyśmy z moją siostrą na wakacjach u babci. Ich najważniejszy element to była oczywiście bułka w plenerze. Sentymentalne wstawki w przewodniku podobały mi się najbardziej. To nie były suche opisy z wyliczeniem gatunków zagrożonych na danym terenie, ale prawdziwe zaproszenie. Zaznaczone, kiedy najlepiej przyjechać, jakich atrakcji się spodziewać. To lubię! Jak w tytule, najwięcej miejsc do sprawdzenia nad wodą, ale nie tylko. Każdy znalazłby coś dla siebie. Jedynie ostatni rozdział jest trochę niepotrzebny. Jest poświęcony dalekim i całodniowym wycieczkom. Sam zamysł wydaje się w porządku, ale są tu tylko dwie propozycje. Po przeczytaniu, kolejny raz zachwyciłam się Polską. Brawo dla autorów, misja wykonana. 9/10
5. Wyprawy niedalekie. Kraków i okolice.
Czytacie papierowe przewodniki? Dla mnie są istotnym uzupełnieniem przy planowaniu kolejnych wycieczek. I tak, trafił w moje ręce przewodnik po Małopolsce. Byłam bardzo ciekawa, czy coś mnie zaskoczy w tych propozycjach. Wszak, trafiło na wytrawnego gracza. Otóż, większość miejsc znałam, ale było kilka niespodzianek. Pierwsza część dotyczy wycieczek po Krakowie. Druga to propozycje do godziny drogi, a trzecia do dwóch godzin. Opisy są krótkie, z uwzględnieniem, czy trasa jest odpowiednia na wózek, albo spacer z psem. A dodatkowo info, o jakiejś restauracji/sklepie w pobliżu. Zaskoczyło mnie, że w Bochni jest coś więcej, niż kopalnia i rynek, albo ile ma do zaoferowania miasteczko Biecz. No i ilość górskich szlaków, które wciąż czekają na sprawdzenie. I to właśnie góroholikom poleciłabym szczególnie tę książkę. Autora kojarzyłam już wcześniej właśnie z eksponowaniem górskich szlaków, zwłaszcza w Tatrach. Dla mnie, mimo że kocham góry, brakowało trochę większej różnorodności w tym ostatnim rozdziale. Przy wycieczkach górskich można być też dodać stopień trudności, ale poza tym, doceniam kawał dobrej roboty. Za piękną szatę graficzną również plus. Daję 7/10
6. Noski. Tak ćpają nasze dzieci.
Na koniec zostawiłam książkę, po którą każdy powinien sięgnąć. A zwłaszcza rodzic, czy osoba pracująca z dziećmi, młodzieżą. Powstrzymam się też od oceny, bo tu nie ma co oceniać. To trzeba przeczytać. O książce dowiedziałam się w czasie odsłuchu podcastu Piąte. Nie zabijaj. Rozmowa z autorką, Magdą Mieśnik nami wstrząsnęła. Jak to - w każdej szkole są obecne narkotyki? Czy naprawdę dzieci zaczynają już w wieku 9 lat? Dlaczego tak mało osób wychodzi z tego uzależnienia? Te statystyki mnie zmiażdżyły. Z kilku powodów. Pierwsze jest oczywisty. Pewnie, jak każda mama, chciałabym uchronić swoje dziecko od takich problemów. Po drugie, przez kilka lat pracowałam w szkole. A z młodzieżą mam do czynienia już naprawdę długo. Ta dostępność środków, pomysłowość mnie przeraża. Po trzecie, przez jakiś czas pracowałam też z osobami uzależnionymi i widziałam, jak ten nałóg potrafi zniszczyć. I właśnie ten stosunkowo krótki epizod sprawił, że bardzo ostrożnie podchodzę do tematu legalizacji. Cieszę się, że autorka ma dokładnie takie samo podejście. Bowiem, statystyki w tym temacie są nieubłagane. Często młodzi zaczynają właśnie od skrętów. A potem chcą więcej i więcej. Nie byłam świadoma, jak mało mamy w Polsce takich ośrodków dla uzależnionych dzieci. Mam wrażenie, że ten temat jest bagatelizowany, a sytuacja z jaką mamy do czynienia jest naprawdę zła. Smutek, lęk, zmartwienie, mnóstwo refleksji towarzyszyło mi w czasie lektury. Bardzo polecam i Wam, choć nie jest to łatwa książka.